Aktualności
»Media
»Internet
»Komputery
»Kultura
»Gospodarka
»Polityka
»Kraj, Świat
»Telekomunikacja
»Nauka
»Dodaj kanał RSS
Najpopularniejsze tagi:
spolszczenie
wsi
chce
nowy
polska
nowe
polsce
akcji
raport
tvn
usa
premier
roku
euro
polski
mln
nowa
internet
sprawie
abp
Znajdź wiadomości na wybrany temat:
Tag: szybki
2021-10-13 16:13:00| Wp.pl - gospodarka
Choć większość instytucji państwowych i prywatnych wymaga od kandydatów na dyrektorów minimum 3 lat doświadczenia na podobnym stanowisku, wymagania...
Tagi: gis
ministra
szybki
dyrektora
2021-10-09 10:57:02| Telepolis.pl
Nintendo Switch OLED może i nie jest tym, na co gracze czekali najbardziej; konsolą jakkolwiek potężniejszą od premierowego modelu. Jednak nawet bez dodatkowych koni pod maską dzieli i rządzi.Podsumowanie | Ocena końcowa: 8/10
Nintendo Switch OLED to sprzęt, który u podstaw jest dokładnie tą samą konsolą, co model wprowadzony do sprzedaży w marcu 2017 roku. Nie da się jednak zaprzeczyć, że pod względem konstrukcyjnym starszy brat wygląda przy nim niczym niezdarna replika. Tu wszystko jest bardziej dopracowane i sprawia wrażenie znacznie solidniejszego. Po prostu.
Nowy ekran i głośniki to zmiany istotnie najbardziej odczuwalne, ale nie jedyne. Sama konsola, dzięki wyższej jakości tworzywom i przemodelowanej stopce, w końcu prezentuje się jak elektronika z wyższej półki, nie krucha zabawka. Cieszy zwiększona dwukrotnie ilość pamięci na dane. Podobnie jak port LAN w docku.
Chcąc być złośliwym, można byłoby czepiać się, że zmian dla grających w docku jest tyle, co kot napłakał. I że Nintendo konsekwentnie stawia na kilkuletnią Tegrę X1, która na polu wydajności zbiera srogie cięgi od dzisiejszych smartfonów. Tyle że koń jaki jest, każdy widzi. To Switch. Platforma ukochana przez miliony ludzi. Nie za wodotryski, lecz charakter, a niniejszym widzimy ją dopieszczoną jak nigdy.
Wady:
To niestety nie jest Switch Pro
W docku bez większych różnic
Zalety:
Fenomenalny wyświetlacz (jak na Big N)
Duuuża poprawa jakości wykonania
W końcu porządna stopka
Kompatybilność z większością akcesoriów
Powiększona pamięć na dane
Konsole Nintendo dojrzewają. Od lat
Jeśliby wziąć pod lupę historię sprzętu Nintendo, zwłaszcza mobilnego, to w oczy rzuca się jedna prawidłowość: każda konsolka spod szyldu Big N musi niejako dojrzeć.
Game Boy Advance potrzebował liftingu, by zyskać funkcję tak kanoniczną jak podświetlenie ekranu, a premierowy model DS-a był subtelny niczym cegła. 3DS miał z kolei śmiesznie mały wyświetlacz główny i zaledwie jedną gałkę analogową, co do momentu debiutu odświeżonej wersji łatano protetyczną przystawką.
No a Switch, cóż, podczas gdy rynek szedł w stronę diod organicznych i konstrukcji bezramkowych, pojawił się z LCD-ekiem o obramowaniu godnym drzwi od stodoły, w dodatku schowanym pod warstwą plastiku. Co zabawne, tę ostatnią decyzję wybrani przedstawiciele firmy tłumaczyli troską o dzieci, które mogłyby przypadkiem pokaleczyć się rozbitym szkłem.
Zatem uważajcie, bo oto wychodzi Switch po liftingu, z ekranem OLED, i jak na ironię ma szklany panel. Tak czy inaczej, tradycji raz jeszcze staje się zadość: Nintendo poprawia to, co skopało na premierę.
Nintendo Switch A.D. 2021
Zacznijmy jednak od początku. Nintendo Switch OLED, jak wiadomo z zapowiedzi, bazuje na 7-calowym panelu OLED. W teorii to raptem 0,8 cala więcej niż pierwowzór, ale już przy pierwszym odpaleniu konsolki różnica jest uderzająca. Tam, gdzie dotychczas widzieliśmy spasłe ramki, teraz rozciąga się wyświetlacz. Urządzenie wygląda tym samym znacznie bardziej współcześnie. Na czasie.
Przy czym, w odróżnieniu od wyświetlacza, jednostka zasadnicza jako całość urosła tylko nieznacznie. Dokładniej o 3 mm na szerokości i nic ponadto. Jeśli coś jest odczuwalne, to raczej 20 gramów masy ekstra, co jednak nie zmienia faktu, że obcowanie ze Switchem OLED zdaje się być doświadczeniem doskonale znanym.
Z jedną pozornie małą, ale niezwykle ważną różnicą i nie chodzi mi o potencjalne problemy z akcesoriami o bardziej restrykcyjnej charakterystyce, takimi jak gripy, choć także. Nie mniej niż ekran pozytywnie zaskakuje jakość wykonania.
Przez lata, leżąc obok kolejnych laptopów, tabletów i smartfonów, Switch był zdecydowanie najbardziej niechlujnie wykonanym sprzętem w moim domu. Wariant OLED-owy wprawdzie wciąż nie jest iPadem Pro, ale już nie straszy odpadającą stopką i ordynarnym użyciem wtryskarki.
Rozciągnięcie podpórki i dodanie do niej pełnoprawnych zawiasów o regulowanym kącie rozwarcia to krok w dobrą stronę, a tworzywa są znacznie przyjemniejsze w dotyku, co za tym idzie wydają się solidniejsze. Ciaśniej niż dotychczas siedzą w swoich szynach joy-cony. Istnieje więc szansa, że będą się mniej chybotać w przyszłości. Wygodniej wciska się płytszy włącznik.
OLED klasy całkiem całkiem
Mimo wszystko, wróćmy do ekranu, bo ten zdecydowanie zasługuje na więcej niż lakoniczna notka o przekątnej i zastosowanej technologii. Tak, jest to OLED, i to nie pierwszy lepszy z brzegu, ale typu RGB.
Dla niewtajemniczonych tańsze ekrany OLED miewają matryce zwane PenTile, w których są tylko dwa, nie trzy subpiksele na piksel. Emitują one światło czerwone i niebieskie, a zieleń uzyskiwana jest wskutek obecności drugiej, znacznie mniejszej diody w obydwu z nich. Tego rodzaju konstrukcje są przeważnie mniej prądożerne, za to mają tendencje do gubienia ostrości, więc przy rozdzielczości 720p Switcha mogłoby się zrobić niewesoło. Ale nie.
Powtórzmy, Nintendo Switch OLED ma ekran z górnej półki, aczkolwiek nie najwyższej. Pomiar luksomierzem wskazuje na około 340 kandeli jaskrawości na czystej bieli, czyli w ostrym słońcu mogą szykować się ciężary. Niemniej wizualnie ekran wydaje się jaśniejszy od tego w poprzedniku, co wynika oczywiście z perfekcyjnej czerni i głębokiego kontrastu.
Dodatkowo, każdy OLED to znikomy czas reakcji i nie inaczej jest tutaj, przez co obraz w ruchu prezentuje zaskakującą ostrość. Doom, ogrywany na nowym pstryczku, nawet chodząc poniżej rozdzielczości natywnej, zyskuje solidny dopalacz wizualny. Uwierzcie, nie da się tego dostatecznie opisać, trzeba zobaczyć.
Na plus, o czym już zdążyłem wspomnieć, jest też szkło. Jest z nim jednakowoż związana pewna ciekawostka, a mowa o folii antyrozpryskowej, którą owe szkło pokryto. Nintendo w instrukcji jasno apeluje, aby rzeczonej warstwy nie zdrapywać. Dodam, w mojej opinii nie jest ona na tyle widoczna, by sprowokować kogoś do majsterkowania, ale kto wie. Oby nie zeszła przy wymianie szkła lub folii ochronnej.
Szczypta nintendowskiej powściągliwości
Słowem, biorąc w ręce Switcha OLED, dostajemy przede wszystkim urządzenie o unowocześnionym wyglądzie i poprawionej jakości wykonania, z k
Tagi: test
switch
nintendo
oled
2021-10-01 13:10:35| News.astronet.pl
Nocne niebo do wieków ciekawiło ludzi. Nic więc dziwnego, że z planetami, gwiazdami i Księżycem wiązali swoje wierzenia, tłumaczyli katastrofy i wykorzystywali do określania czasu podczas upraw rolnych. Wraz z upływem czasu zmieniało się zarówno znaczenie astronomii, jak i sposoby obserwacji nieba. W książce Kosmiczne fenomeny. Szybki kurs historii astronomii znajdziemy przegląd instrumentów astronomicznych od tych starożytnych, po współczesne, poznamy różne miejsca, w których prowadzono lub prowadzi się obserwacje, a także prześledzimy, jak ewoluowała wiedza z dziedziny astronomii. Kosmiczne fenomeny to książka popularnonaukowa, czasami przypominająca podręcznik lub nawet encyklopedię. Podzielona jest na 11 rozdziałów, które w większości nie są ze …
The post Kosmiczne fenomeny. Szybki kurs historii astronomii recenzja książki first appeared on AstroNET Polski Portal Astronomiczny.
Tagi: kurs
książki
historii
szybki
2021-09-29 19:34:00| Telepolis.pl
Sezon grzewczy to czas, gdy w Polsce drastycznie spada jakość powietrza. Jeśli nie chcemy, by to odbiło się na naszym zdrowiu, lepiej zainwestujmy w dobry oczyszczacz powietrza. Są one dostępne w różnych rozmiarach i z różnymi dodatkami, a jednym z nich jest australijski VBreathe Tasma, który jest bardzo mały i ma rewolucyjny system detoksykacji.Podsumowanie | Ocena końcowa: 9/10
VBreathe Tasman to bardzo małe urządzenie, które na pierwszy rzut oka wygląda bardzo niepozornie. Jest ono jednak w stanie nie tylko oczyścić pomieszczenie z pyłów, ale także przeprowadzić jego detoksykację. Jak zapewnia producent, opary specjalnego żelu VActive neutralizują patogeny (pleśń, bakterie i wirusy), a także odstraszają komary, muchy i inne insekty, dając przy tym powietrzu przyjemny, świeży zapach.
Całość jest zamknięta w metalowej obudowie wielkości termosu, która występuje w kilku kolorach i może być ozdobą pomieszczenia. Oczyszczacz ma wbudowaną baterię, pozwalającą na około 10 godzin pracy (przy średnich obrotach), a także łączność Bluetooth Wi-Fi. Urządzeniem można sterować za pomocą aplikacji w smartfonie, ale ta działa tylko przez Bluetooth. Największe wady? Wysoka cena oraz brak możliwości sterowania urządzeniem przez Internet, chociaż jest Wi-Fi.
Wady:
Jest Wi-Fi, ale aplikacja VBreathe wymaga połączenia z urządzeniem przez Bluetooth,
Dosyć duża głośność (może przeszkadzać w nocy),
Wysoka cena.
Zalety:
Atrakcyjny wygląd, wysoka jakość wykonania i użytych materiałów,
Bogaty zestaw sprzedażowy,
Niewielkie wymiary i niska masa, łatwy do przenoszenia,
Prosta obsługa, także za pomocą aplikacji mobilnej,
Bardzo łatwa wymiana filtra oraz żelu VActive,
Skuteczność działania,
Odstraszanie komarów,
Przyjemny, świeży zapach oczyszczonego powietrza,
Długa praca na baterii.
VBreathe Tasma pierwsze uruchomienie
Oczyszczacz powietrza VBreathe Tasma to proste w obsłudze urządzenie, a z jego przygotowaniem do pracy każdy powinien sobie poradzić. Po wyjęciu urządzenia z pudełka należy odkręcić górną pokrywę i umieścić wewnątrz obudowy otwarty pojemnik z żelem VActive. Od tego momentu należy pamiętać, by przenosić oczyszczacz zawsze pionowo, ponieważ żel może wypłynąć z pojemnika (mnie podczas testów się to jednak nie zdarzyło).
Kolejnym etapem powinno być podłączenie zasilacza do portu USB-C oczyszczacza oraz włączenie go przyciskiem. Tym samym przyciskiem możemy zwiększyć obroty (oraz wydajność) oczyszczacza w trzech zakresach, a także przełączyć urządzenie w tryb czuwania. Status urządzenia jest sygnalizowany sposobem podświetlenia przycisku zasilania (kolor oraz świecenie ciągłe lub pulsujące). Kolor pierścienia świetlnego z kolei informuje nas o jakości powietrza, a także na przykład o tym, czy należy wymienić filtr lub żel.
VBreathe Tasman ma kształt walca o wymiarach 90 x 250 mm, a jego masa wynosi 1,1 kg. Urządzenie jest zasilane akumulatorem litowo-polimerowym o pojemności 6400 mAh i obsługuje łączność Bluetooth oraz Wi-Fi (2,4 GHz). Do oczyszczacza jest dołączony zasilacz sieciowy o mocy 15 W (z czterema różnymi wtyczkami) z przewodem USB-C o długości 2,2 m. W zestawie sprzedażowym znajdują się dwa filtry HEPA 1,0 m (jeden jest już włożony do oczyszczacza) oraz trzy pojemniki z żelem VActive, a także pokrowiec na oczyszczacz.
Aplikacja mobilna i zdalne sterowanie
Do sterowania testowanym urządzeniem przyda się aplikacja VBreathe, dostępna dla urządzeń z systemem Android oraz iOS. Aplikacja wymaga do działania połączenia Bluetooth z oczyszczaczem, nie nadaje się więc do zupełnie zdalnego sterowania nim, chociaż sam oczyszczacz obsługuje łączność Wi-Fi, a na stronie vbreathe.pl możemy znaleźć wzmiankę o kontrolowaniu oczyszczacza z każdego miejsca.
Aplikacja VBreatche składa się z czterech ekranów. Na pierwszym zobaczymy jakość powietrza (dobra, w porządku lub zła), a także takie informacje, jak stan filtra i żelu, poziom naładowania baterii, wilgotność i temperatura powietrza, a także jakość powietrza pod względem zawartości CO (tlenek węgla, czad). Na następnym ekranie (idąc w prawo) znajdziemy kontrolki do sterowania pracą oczyszczacza. Później są ustawienia pierścienia świetlnego, a na końcu ustawienia ogólne. Tu możemy ustawić połączenie z siecią Wi-Fi (2,4 GHz), odłączyć lub usunąć z aplikacji oczyszczacz, dodać nowe urządzenie, a także zaktualizować jego oprogramowanie (firmware). Aplikacja działa w jednym z pięciu języków, w tym po polsku.
Tasman oczyszcza i dezynfekuje powietrze
VBreathe Tasman, dzięki filtrowi HEPA, potrafi usunąć z powietrza cząstki o rozmiarze od 1 m, czyli także pyły PM2.5. Szybkość działania nie jest imponująca, ze względu na wielkość urządzenia. Przepływ powietrza wynosi od 7,88 m3/godz. do 10,69 m3/godz. Oczyszczenie pomieszczenia o wymiarach 4 x 4 x 2,8 metry zajmuje od 24 do 36 godzin ze skutecznością 95-99%. Badania przeprowadzone przez Bell Laboratories wykazały, że już po 60 minutach stężenie cząstek o rozmiarze 1 mikrona zmalało o 97%, a cząstek o rozmiarze 2,5 mikrona o 96%. Zabrakło jednak informacji, jak dużego pomieszczenia dotyczyło badanie.
Oczyszczanie mechaniczne to nie jedyna funkcja testowanego urządzenia. Żel VActive, czyli mieszanka australijskich olejków eterycznych znajdująca się w jego górnej części, jest rozpylany w powietrzu, co zmniejsza ilość patogenów. Jak informuje producent, niezależne testy pokazały, że oczyszczacz VBreathe redukuje z 99,9% skutecznością obecność koronawirusa w powietrzu, zmniejsza też znacząco ilość bakterii (wg. Eurofins: 99,9% Staphylococcus aureus, 99,9999% Escherichia coli, 90% Pseudomonas aeruginosa i 99,999% Enterococcus hirae), a także redukuje ilość pleśni (wg. University of Sydney o 88% w ciągu 24 godzin oraz 95% po 3 dniach). Detoksykacja dotyczy nie tylko powietrza, ale również powierzchni, na które mogą opaść opary żelu VActive.
VBreathe Tasman odstrasza też komary (sprawdziłem, rzeczywiś
Tagi: test
szybki
powietrza
szybki test
2021-09-15 15:22:00| Telepolis.pl
Realme TechLife Robot Vacuum to niedrogi robot sprzątający, którego od niedawna kupić można na polskim rynku. Mieliśmy okazję przetestować, jak radzi sobie w praktyce.Podsumowanie | Ocena końcowa: 8/10
Jak na pierwsze urządzenie tego typu w ofercie producenta, Realme TechLife Robot Vacuum okazuje się bardzo udanym produktem, który stanowi w swoim segmencie atrakcyjną propozycję. Z samym odkurzaniem, a więc tym, co najważniejsze, robot radzi bardzo dobrze, skutecznie usuwając wszelkie zabrudzenia. Nawigacji po pomieszczeniach przydałoby się jeszcze kilka szlifów, ale tutaj również nie mamy większych zastrzeżeń. Jedynie posiadaczom grubych dywanów radzimy uważać, bo robot Realme lubi na nich utknąć i jest to prawdopodobnie najpoważniejszy zarzut, jaki możemy skierować pod jego adresem. Poza tym jednak Realme TechLife Robot Vacuum w swoim segmencie cenowym jest propozycją wartą rozważenia.
Plusy:
Wysoka skuteczność sprzątania
Sprawna nawigacja po pomieszczeniach
Wydajny akumulator
Łatwa obsługa
Wysoka jakość wykonania
Aplikacja w języku polskim
Minusy:
Problemy z poruszaniem się po dywanach
Komunikaty głosowe tylko po angielsku
Przy maksymalnej mocy ssania robi się głośny
Na błyszczącej obudowie widać wszystkie zabrudzenia
Debiutant na rynku odkurzaczy
Pierwsze skojarzenie na hasło Realme? Podejrzewam, że słowo odkurzacz nikomu przez myśl nie przeszło. Tymczasem to właśnie segment robotów sprzątających jest kolejnym obszarem, gdzie chiński producent postanowił rzucić rękawicę Xiaomi. W efekcie na rynek trafił Realme TechLife Robot Vacuum, za którego przyjdzie nam zapłacić 1299 zł.
Za te pieniądze dostaniemy rzecz jasna odkurzacz wraz ze stacją dokującą i najważniejszymi akcesoriami, takimi jak szczotki czy zapasowy filtr. Oprócz tego producent gratis dorzuca do zestawu moduł mopa, który na innych rynkach jest dodatkowo płatny, a wzbogaca robota o funkcję mycia podłóg.
Klasyczny design, solidne wykonanie
Jeśli chodzi o wygląd i pierwsze wrażenia, robot Realme nie odbiega znacząco od standardów, do których przyzwyczaili nas inni producenci. Ot, kolejne urządzenie w kształcie dysku, charakteryzujące się estetyczną, minimalistyczną stylistyką. Niecodzienny jest co najwyżej domyślny, czarno-żółty schemat kolorystyczny odkurzacza, ale na tym wszelkie ekstrawagancje się kończą. I w sumie dobrze tego typu sprzęt powinien być nieofensywny i dyskretny, a jednego i drugiego nie można Realme TechLife Robot Vacuum odmówić.
Obudowa robota wykonana jest w całości z tworzyw sztucznych, jednak są one dobrej jakości. Zastrzeżeń nie mam także do spasowania poszczególnych elementów, co jest o tyle istotne, że mamy tu dużo ruchomych części. Jedynie błyszczące wykończenie odkurzacza działało mi na nerwy, ponieważ mocno podkreśla wszystkie zabrudzenia i zadrapania, a te z czasem na pewno będą się pojawiać.
Dołączona do zestawu stacja dokująca należy do tych małych i dyskretnych. Plus za to, że większość obudowy jest matowa przynajmniej tutaj producent rozsądnie podszedł do tematu wykończenia.
Realme TechLife Robot Vacuum w praktyce
W przeciwieństwie do np. Xiaomi, Realme wykorzystuje jedną aplikację dla całego swojego ekosystemu inteligentnych urządzeń, począwszy od opasek sportowych, poprzez słuchawki, na odkurzaczu kończąc. Rzeczona aplikacja nazywa się Realme Link i to właśnie z jej poziomu będziemy robota obsługiwać. Zarówno pod względem interfejsu, jak i oferowanych funkcji, trzyma się ona standardów wytyczonych przez innych producentów. Z jej poziomu możemy m.in. zaplanować cykliczne sprzątanie, zarządzać mapą pomieszczeń, m.in. poprzez wyznaczanie wirtualnych ścian (w tym osobno dla odkurzania i mopowania) czy sprawdzić stan materiałów eksploatacyjnych. Nie zabrakło nawet pilota zdalnego sterowania, dzięki któremu możemy ręcznie pokierować odkurzaczem, jeśli zajdzie taka potrzeba. Co ważne, interfejs jest czytelny, a dostęp do poszczególnych funkcji prosty i intuicyjny, szczególnie jeśli w przeszłości mieliśmy już okazję korzystać z innego urządzenia tego typu.
Słowa pochwały należą się producentowi za to, że aplikacja dostępna jest w języku polskim. Samo tłumaczenie jest zresztą poprawne i nie doszukałem się w nim żadnych rażących kwiatków, jak to czasem u chińskich rywali bywa. Niestety mimo spolszczonej aplikacji sam odkurzacz przemówi już do nas wyłącznie po angielsku (lub chińsku, choć nie sądzę, by to akurat komukolwiek robiło różnicę).
Kiedy już uruchomimy sprzątanie, robota Realme możemy zostawić w zasadzie samego sobie. Urządzenie korzysta z nawigacji bazującej na technologii Lidar, także z poruszaniem się mieszkaniu i identyfikowaniem przeszkód generalnie nie ma problemu. Odkurzacz bez problemu radzi sobie nawet z niewielkimi uskokami terenu, a w toku testów ani razu nie zdarzyło mu się na amen zaplątać w kablach (choć oczywiście na skupiska luźnych przewodów nadal radzę uważać).
Nie oznacza to jednak, że obyło się bez potknięć. Prawdziwą zgubą testowanego modelu okazał się dywan, na którym odkurzacz jakimś cudem potrafił utknąć przy każdym sprzątaniu. Było to o tyle zaskakujące, że jak dotąd żaden inny spośród testowanych rywali nie miał z nim najmniejszego problemu. Sporadycznie zdarzało się również, że robot zapomniał lokalizacji stacji dokującej i po zakończeniu sprzątania musiał objechać wszystkie pomieszczenia, zanim wrócił na swoje miejsce. Tego typu wpadki na pewno wymagają dopracowania przy okazji przyszłych urządzeń producenta, jednak nie uważam, by w jakimś stopniu dyskwalifikowały bohatera testu podczas codziennego używania.
Podczas sprzątania możemy ustawić jeden z czterech poziomów siły ssącej. W najniższym siła ssania wynosi 500 Pa, natomiast w najwyższym 3000 Pa. Możemy też ustawić tryb automatyczny, w którym odkurzacz samodzielnie dobiera odpowiednią moc w zależności od powierzchni i stopnia zabrudzenia. Początkowo funkcja ta działała dość chaotycznie, jednak wygląda na to, że producent poprawił ją w toku aktualizacji oprogramowania i aktualnie zdaje egzamin na
Tagi: test
robot
szybki
automatycznego
Strony : [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] następna »